W drodze do pracy

Dzisiaj spóźniłem się do pracy o prawie pół godziny. Moje usprawiedliwienie brzmiało „Sorry, zaspałem!”. Prawdą się jednak tylko z Wami podzielę:

Między moim miejscem zamieszkania a moją pracą płynie mała rzeczka, wzdłuż której przez 7,5 km jadę rowerem. Najbardziel lubie takie dni jak dziś – ulewne – że ledwo co widać. Wówczas ścieżki są puste, i ja mogę pędzić przed siebie. Tak było dziś do pewnego momentu. Po przebyciu ok. 70% trasy, wjeżdżając w ostry zakręt, zauważyłem nagle na ścieżce ludzkie nogi – ja na hamulec – patrzę i widzę kobietę leżącą na brzuchu twarzą do ziemi. Leżała wyprostowana jak drut. Ja szybko z roweru. Na całe szczęście jej twarz nie leżała w kałuży 🙂

Kobieta była ubrana w niemodny czarny długi płaszcz, a głowę miała przykrytą brązową chustą w małe białe kwiatki. Podeszłem do niej i położyłem jej delikatnie moją dłoń na jej prawym ramieniu. Kobieta drgnęła i zaczęła podnosić głowę. Żyła 🙂 Wyglądała, jakby się budziła. Patrząc na mnie, dawała mi znak, że nie wie gdzie jest i co się z nią stało. Pomogłem jej wstać. Ta kobieta ma może lekko ponad 1,40 m wzrostu i może być już w wieku emerytalnym. Była z przodu cała w błocie. Wyczyściłem ją i zapytałem o samopoczucie. Ale ona mnie nierozumiała. Powiedziała tylko „Danke schön” (pl. dziękuję). Podałem jej parasolkę leżącą 2 metry od miejsca, gdzie przedtem leżała ta kobieta. Chciałem zadzwonić po pogotowie, ale ona się sprzeciwiła. Więc zaproponowałem jej towarzystwo do następnej drogi, gdzie z pewnością będą przechodzili inni ludzie.

Szliśmy razem wolnym krokiem. Jej oczy z poczatku pełne strachu i niepewności, zaczęły sie oswajać i nabierać normalnego wyglądu. Idąc u jej boku zadawałem jej pytania, ale ona nic nie rozumiała. Więc szliśmy w ciszy deszczu. Przez całą drogę było mi tej drobnej i bardzo skromnej babuni serdecznie żal. Wyglądała, jakby w jej całym życiu otaczało ją samo nieszczęście i przemoc. A ta chusta służyła jej jako pancerz, pod którym w razie niebezpieczeństwa może się zawsze skryć jak żółw. Doszliśmy do drogi. Dalej będzie szła sama. Wiem, że da sobie radę, bo dostała po drodze rumieńców na twarzy i z jej oczu zaczęło lepiej patrzeć. Chwyciłem jej dłoń na pożegnanie, żeby przekazać jej energię miłości i pewności. Ona je przyjęła i podziękowała. Poprosiłem ją, żeby poszła do „doktora” się przebadać. Życzę jej, żeby to zrobiła.

Wracając do parku spotkałem emerytowanego pana z pieskiem. Widział jak wychodziłem z tą babcią z parku. Zapytałem nieznajomego czy też idzie na lewo w tym samym kierunku co ta pani. Kiedy przytakną mi, wówczas poprosiłem go, żeby trochę uważał na nią. Opowiedziałem mu w dwóch zdaniach o jej osłabieniu. Okazało się, że ten pan zna tą babcię z widzenia. On spotyka ją codziennie idac z psem na spacer. Dzisiejsczego ranka dziwił się nawet, że ona się coś spóźnia. Powiedział mi, że ona jest Kurdyjką z Turcji i że wie, gdzie ona mieszka. Obiecał mi powiadomić jej bliskich o dzisiejszym zdarzeniu. On sam pochodzi z Serbii.

Wracając na ścieżkę do pracy zauważyłem, że przez ten cały czas ani sekundy nie myślałem o lejącym się deszczu z nieba.

– Moi kochani, nie zważajcie na to, jakiej rasy czy wiary lub kim są ludzie potrzebujący pomocy. Nie hamuj się również złymi warunkami pogodowymi. Kiedy czujesz, że ktoś jest w potrzebie, to mu pomóż… 🙂

2 odpowiedzi do “W drodze do pracy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *